Urodzona w 1970 r. w Strasburgu, Sarah Leonor dorastała w Mulhouse, gdzie jako nastolatka zajęła się fotografią a później kinem, które okazało się dla niej oknem na świat. Po powrocie do Strasburga przez dwa lata studiowała historię sztuki i język rosyjski, po czym rozpoczęła pracę w magazynie filmowym Limelight. Wspólnie ze znajomym studentem kinematografii z École Louis Lumière wyreżyserowała swój pierwszy krótki film dokumentalny, Napoli 90’ (1994). Po Les limbes (1997), wraz z Michelem Kleinem nakręciła L’arpenteur (2001), średniometrażowy film wyróżniony nagrodą im. Jeana Vigo. L’arpenteur to relacja z pierwszej podróży do Armenii młodego Francuza ormiańskiego pochodzenia, zatrudnionego do zaprojektowania drogi, która ma połączyć dwie miejscowości na południu kraju. Prawdziwa miłość (Au voleur) to pełnometrażowy debiut reżyserki.
2009 Prawdziwa miłość (Au voleur)
Festiwal Filmowy w Locarno 2009 – konkurs główny
2003 La Goutte d’Or (k.m. dokument)
2002 Le lac et la rivière (k.m.)
2001 L’Arpenteur (k.m.)
Nagroda im. Jeana Vigo 2002
Festiwal Filmów Krótkometrażowych w Pantin 2002 – Najlepszy Aktor, Wyróżnienie
Jury Prasowego
1997 Les Limbes (k.m.)
Wywiad z Sarah Leonor autorstwa Isabelle Potel
Para bohaterów, mężczyzna i kobieta, w trakcie ucieczki dopada małą łódź i odpływa w głąb lasu. Co jest istotą tego przeżycia?
Płynąc w dół rzeki, Bruno i Isabelle powracają do samych siebie, aż znajdują coś pradawnego, pierwotnego, dziecięcego. Zanika koncepcja czasu, rzeczywistość miesza się z fabułą, wyłania się nieskończona teraźniejszość. To przeżycie to nieograniczona wolność, gdzie nie ma przeszłości ani oczekiwania. Nie chodzi mi o raj utracony, tylko raczej o emocje, które każdy może nosić w sobie, które trzeba po prostu odkryć na nowo. Poza tym, ciekawi mnie para, ta konkretna para – to w jaki sposób Bruno wciąga Isabelle w teraźniejszość, to w jaki sposób Isabelle daje mu swoją siłę i pragnienie szczęścia. Niestety, ta chwila spokoju nie trwa wiecznie. Isabelle, może nawet bardziej niż Bruno, jest świadoma tego, że sami we dwójkę nie przetrwają. Nie ma we mnie romantycznej wizji miłości. Ważne jest aby w tym wszystkim zachować trzeźwy rozum! (śmiech) Szukając lokacji do zdjęć, zabrałam do tego lasu Laurenta Desmet, autora zdjęć. Laurent nazwał go Brigadoon, bo kojarzył mu się z filmem Minnelliego, w którym dawni mieszkańcy wioski pojawiają się w niej co każde 100 lat. Tam w jednym miejscu istniały dwa światy, dwie równoległe rzeczywistości. W Prawdziwej miłości dzieje się coś podobnego: Bruno i Isabelle docierają do nowego wymiaru czasu.
Kim są Bruno i Isabelle?
Isabelle i Bruno żyją na marginesie społeczeństwa, w którym ludzie zachowują się tak, jak gdyby wciąż wierzyli w rozwój i postęp ekonomiczny. Żyją na obrzeżach małej miejscowości, na opustoszałym osiedlu, gdzie nie zatrzymują się pociągi, a wiecznie zakorkowaną autostradą wszyscy jadą gdzieś indziej. Relacja Bruna ze światem opiera się wyłącznie na braniu. Sam zadbał o to by być niewidocznym. Bez skrępowania włamuje się do domów zamożnych ludzi, ale nie po to by się wzbogacić – kieruje nim jedynie instynkt przetrwania w miejscu, gdzie trudno o normalną pracę. Dotarł jednak do punktu, w którym odczuwa już tylko zmęczenie rutyną życia. W podobnej sytuacji jest Isabelle – znudzona i wyczerpana. Uczy niemieckiego, ale w zastępstwie – nie ma stałej pracy i żyje, jakby była wykluczona ze społeczeństwa. Ich spotkanie nie pasuje jednak do klasycznego motywu miłości łączącej ludzi z różnych światów. Co prawda Isabelle skończyła studia, ale pochodzi z tego samego środowiska społecznego co Bruno. Oboje przetrwali znajdując swój sposób na wycofanie – on przez opanowanie złodziejskiego fachu, ona przez przyjęcie języka obcego. Chciałam, by Isabelle uczyła niemieckiego, bo to język często odrzucany przez uczniów szkół średnich. Dla niej jednak jest jak nieodkryty ląd, atrakcyjny właśnie dlatego, że znajduje się „gdzie indziej”. Bruno i Isabelle chodzą w kółko po swoich klatkach, tak jak pantera w tekście Rilkego, który Isabelle czyta swoim uczniom. Rilke zobaczył to zwierzę uwięzione w ogrodzie botanicznym w Paryżu. Bruno i Isabelle są tak samo ściśnięci, duszą się jak w wąskim korytarzu.
Jak wpadłaś na pomysł pierwszej części filmu, w której sprawy przybierają tak nieoczekiwany obrót?
Ta część charakteryzuje się raczej fabułą muzyczna niż dramatyczną. Motywy odpowiadają sobie nawzajem i powtarzają się niczym echo. Jednocześnie całość jest przytłumiona, jakby zaraz miała pęknąć z hukiem. Przedstawiam nieruchomy obraz zbudzony nagle przez pragnienie. Łańcuch wydarzeń, w szczególności pościg samochodowy, zmusza Bruna i Isabelle do ucieczki, ale to raczej pragnienie nowych doznań i wzajemne zauroczenie prowadzą ich na drugą stronę lustra. Jedyna drogi ucieczki to porzucenie wszystkiego. Ta zmiana kierunku to w filmie punkt przełomowy.
Film wymyka się wszelkim próbom sklasyfikowania. Według Ciebie, do jakiego gatunku mu najbliżej?
Czytając scenariusz można odnieść wrażenie, że film będzie mroczny, a jego bohaterowie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Na planie cały czas zwracałam uwagę na stłumione emocje, jako przeciwwagę dla pierwiastka dramatycznego. Już podczas castingu czułam, że instynkt Florence Loiret Caille, subtelna elegancja Jacquesa Nolota i przytłaczająca postura Guillaume’a Depardieu nie pozwolą na żadną powierzchowną znajomość, co z kolei pozwoli mi utrzymać dystans pomiędzy filmowymi postaciami. Każda z nich jest na swój sposób zrozpaczona, ale w dobrym nastroju brnie przez życie. Właśnie to się liczy. Kręcąc Prawdziwą miłość dużo myślałam o klasykach filmu noir: Oni żyją w nocy Nicholasa Raya i High Sierra Raoula Walsha, gdzie dwoje zbiegów ucieka coraz głębiej w góry. Wspominałam także Badlands Terence’a Malicka, chociaż moje postaci są starsze, a w ich ucieczce nie ma aż tyle przemocy. Dojrzałość to kluczowy element Prawdziwej miłości. W dzieciństwie Isabelle i Bruno z pewnością byli pełni gniewu i rozczarowania, ale zostawili te emocje za sobą, nie przyjmując jednocześnie postawy cynicznej. Ostatecznie, z filmu noir wziełam tylko ogólny zarys: złodzieje, włamania, policjanci, pościg samochodowy. Nie czuję potrzeby odnoszenia się do konkretnego gatunku. Najlepiej stworzyć własny język filmowy, niezależny od ram gatunkowych.
Wybrałaś dość zaskakujące utwory na ścieżkę dźwiękową.
Chciałam zacząć od początków muzyki ludowej. Mam na myśli muzykę amerykańską, tę pierwotną i buntowniczą. Mojemu doradcy muzycznemu Frankowi Beauvais puściłam Grassy grass grass Woody’ego Guthrie. Ta piosenka podkreśla punkt przełomowy filmu, ucieczkę do innego świata. Po przeczytaniu scenariusza, Frank wybrał kilkaset utworów, od tradycyjnych pieśni po muzykę rockową, wszystko z różnych stron świata. Muzyka, tak jak filmowe postaci, cofa się w przeszłość do czasów pierwotnych, np. do algierskiej perkusji czy śpiewu Pigmejów. Gdy akcja toczy się w mieście, muzyka pełni rolę narracyjną – to muzyka, którą słychać w miejscach, gdzie udają się bohaterowie. W lesie natomiast muzyka pochodzi z wnętrzna Bruna i Isabelle – to dźwięki, które wymyślają sobie sami.
Czy na planie nie miałaś wrażenia, że z filmu bije dziwna łagodność?
To pewnie kwestia mojego podejścia. Atmosfera na planie bywała bardzo napięta. Przy tym całym pośpiechu zaskoczyło mnie, że mimo wszystko panuje spokój, którego szukałam. Bardzo pomogły mi głębia gry i subtelność Florence. Za to Guillaume’owi powiedziałam, żeby po prostu poddał się światłu i przyrodzie. Nasze dyskusje przypominały nieraz walki na ringu, ale wcześniej podpisaliśmy wszyscy pakt zaufania. Wyszło nam to na dobre. Guillaume był pełen sprzeczności, szybki i wolny, zły i czuły, chaotyczny i precyzyjny. Chciałam abyśmy osiągnęli stan harmonijny. Jemu było pewnie najtrudniej, ale w końcu się udało. Harmonia i dysonans… Przygotowując się do zdjęć, często rozmawialiśmy używając terminów muzycznych. Guillaume cytował teorię harmonii Schoenberga, a chwilę potem śpiewał francuski pop.
Czy otwarte zakończenie miało na celu uczynić film bardziej niepokojącym?
Od początku nie chciałam wybierać. Bruno leży ranny, a policyjny pościg jest coraz bliżej, ale ja chciałam by dało się poczuć tętno życia. Kilka razy podczas zdjęć można było usłyszeć gwizdy. To jak indiańskie ostrzeżenie w Westernie – oznacza, że zbliża się niebezpieczeństwo, trzeba uciekać. Gdy na końcu Bruno gwiżdże, daje sygnał Isabelle by się nie zatrzymywała, tylko szła naprzód. Muszą się rozstać, by nie oddawać życia i wolności. Chęć do życia jest tu najistotniejsza. Dla Isabelle nic już nie będzie takie jak dawniej. Ma na sobie kurtkę Bruna, której wcześniej nie zdejmował, a teraz przekazał jako symbol wolności. Dla Bruna, niezależnego i wolnego od norm społecznych, śmierć i więzienie to taki sam, ostateczny wyrok. Jednak, jak mówi w filmie, „to wszystko część gry”.
Prawdziwie niepokojący charakter nadaje zakończeniu śmierć Guillaume’a Depardieu. Guillaume’owi bardzo podobała się interpretacja śmierci Bruna jako pewnego rodzaju wyzwolenia i buntu przeciw ustalonemu porządkowi. Zawsze chciał być uosobieniem nieugiętego buntownika, ale takiego, który zostawi coś po sobie. Mam nadzieję, że się udało.